spojrzeniem.
- Nie wydaje mi sie. - Có¿, nie widzielismy sie od dawna - odparł Nick. - Chyba od dziesieciu lat. Cissy wzruszyła ramionami. Najwyrazniej niewiele jato obchodziło. - Jedziemy czy nie? - Pojedziemy, gdy tylko dostaniemy wiadomosc ze szpitala. Nick mówi, ¿e mama sie obudziła i rozmawiała z nim przez chwile. Ale kiedy do niej poszedłem, była znowu w spiaczce. 59 - Co? To mo¿liwe? - Mo¿liwe, skoro tak sie stało. - Nie wierze. - Cissy zaczeła szybko mrugac powiekami. - Chyba jak sie ktos zbudził, to sie zbudził i ju¿, no nie? Alex dopił drinka i dotknał jej ramienia. - Doktor Robertson mówi, ¿e wkrótce mama zbudzi sie na dobre. - Powtarza to cały czas od wypadku. - Cissy patrzyła badawczo na twarze dorosłych, jakby podejrzewała ich, ¿e kłamia. - To idiotyczne! -Opadła na bladozielona sofe. - Chce, ¿eby mama w koncu sie obudziła i ¿eby wszystko było, jak przedtem. - To niemo¿liwe, kochanie - rzekł Alex z czułoscia, o jaka Nick nigdy by go nie podejrzewał. - Dlaczego to musiało sie stac? - Cissy, takie rzeczy sie zdarzaja. Rozmawialismy ju¿ o tym. Alex zaczynał sie denerwowac, co zaskoczyło Nicka. Jego brat był zawsze zimnym draniem, nigdy nie tracił panowania nad soba, w ka¿dej sytuacji potrafił zachowac spokój. Jedna z jego przyjaciółek, ta, która była przed Marla, zarzuciła mu, ¿e ma w ¿yłach nie krew, ale schłodzona wode mineralna. Wtedy Alex uznał to za komplement. Ale dzisiaj wydawał sie wyraznie poruszony. To musiało cos znaczyc. Mo¿e naprawde zale¿y mu na Marli. Mo¿e o¿enił sie z nia, bo ja kochał, a nie dlatego, ¿e chciał utrzec nosa młodszemu bratu. - Mogłabym byc teraz na ranczu - powiedziała Cissy z pretensja w głosie. Eugenia prychneła pogardliwie. - Jutro idziesz do szkoły. A poza tym pada deszcz. - Wielkie rzeczy - mrukneła Cissy pod nosem i odwróciła sie do okna. 60 Nickowi przywiodła na mysl siedzacego na parapecie kota, poruszajacego nerwowo ogonem, wpatrzonego w niedosie¿ne ptaki za szyba. Rozległ sie dzwonek telefonu. Alex drgnał i ruszył wielkimi krokami do holu, chwycił słuchawke, nim telefon zadzwonił drugi raz. - Alex Cahill. Tak... to dobrze, bardzo dobrze... cudownie. Zaraz tam bedziemy. - Rzucił słuchawke. - Najwy¿szy czas - mruczał, wracajac do salonu.