Santos potrzebował ofiary. Widziała w jego oczach, że najchętniej, za karę, rozdarłby ją na strzępy. Nie zamierzała sprawić mu tej przyjemności.
- Lily była moją babcią, kochała mnie. - Wbiła w jego pierś wskazujący palec. - Nikomu nie pozwolę tego lekceważyć. A tobie w szczególności nie pozwolę decydować o tym, czy jestem... - Nie jesteś. - Chwycił ją za rękę i przytrzymał w uścisku. - Nie porównuj szesnastu dni z szesnastoma latami. - Ty sukinsynu. - Zacisnęła wolną dłoń na klapie jego marynarki, powstrzymując się od wymierzenia mu policzka. - Nic nie rozumiesz, bo nie chcesz rozumieć. Nie możesz uwierzyć, że naprawdę ją kochałam, bo z nikim nie chcesz dzielić wspomnień o niej. To ty jesteś egoistą. To ty jesteś jak moja matka. Tak jak ona chcesz, bym całe życie czuła się winna. Owszem, popełniłam błędy, ale akurat nie w stosunku do Lily! - Jesteś pewna, księżniczko? - Pochwycił jej drugą rękę i przyciągnął do siebie. - A może za dobrze cię znam? Zimna, obłudna, kłamliwa suka, oto jaka jesteś! Jak twoja matka. Niezdolna do miłości. Zawrzała w niej niepohamowana złość. Gloria wydała nieartykułowany dźwięk idący gdzieś z samych trzewi. - Milcz! - Uwolniła ręce i zaczęła cofać się, ciężko dysząc. - To nieprawda! Nieprawda! Santos napierał na nią, rozjuszony do ostateczności. - Prawda. Węszysz wokoło, licząc na swój kawałek tortu. Świetnie, Wasza Wysokość, oszczędzę ci czasu: nic nie dostaniesz, bo nic nie zostało. Z bolesnym wyciem rzuciła się na niego tak niespodziewanie, że potknął się i zachwiał. Ona tymczasem kopała go i drapała, waliła łokciami, tłukła pięścią. - Nieprawda! Kochałam ją! Ale ty tego nie widzisz, bo zaślepia cię gniew, myślisz tylko o sobie! - Trafiła go pięścią w brodę. - Ciebie też kochałam, ty skurwysynu! Klnąc, złapał ją wreszcie za ręce. - Nie... nigdy nikogo nie kochałaś. - Kochałam! Ciebie kochałam! I przez to także cierpię! - Szarpnęła się tak gwałtownie, że obydwoje stracili równowagę. Spleceni, zawadzili o brzeg kanapy i runęli z impetem na podłogę. Santos w jednej chwili przekręcił się, docisnął ją do ziemi i chwycił za włosy. - Przyznaj się, że nigdy mnie nie kochałaś. Byłem łatwy, co? Miła zabawka dla bogatej, zblazowanej panienki. Potrafiłaś pięknie mówić, to wszystko. - A czego się spodziewałeś? - krzyknęła. Mocnym szarpnięciem uwolniła nogę i kopnęła go prosto w krocze. Puścił ją, jęcząc z bólu, lecz kiedy usiłowała wstać, ponownie przygniótł ją do ziemi. - Spodziewałem się, że mi zaufasz - wydyszał. - Że będziesz po mojej stronie. Przestała się szamotać, zaczęła płakać. - Miałam szesnaście lat. Straciłam ojca. Straciłam wszystko. Byłam samotna, zupełnie, zupełnie... sama. - Miałaś mnie. - Ściskał jej ręce mocniej, jakby chciał ją tym uściskiem ukarać. - Ale to ci nie wystarczało. Dla panienki, która miała wszystko, to za mało. Kręciła głową, szlochała. Po policzkach ciekły jej łzy. - Nigdy cię nie miałam. Nigdy mi nie ufałeś. Nigdy mnie nie kochałeś. Nie pragnęłam niczego więcej, tylko żebyś mnie... Nie dokończyła. Poczuła na wargach smak jego gniewu, rozgoryczenia i żalu. Jego język wdarł się w jej usta. Santos przyciskał ją mocno do ziemi, jakby chciał wymierzyć jej karę, jakby wymuszonym pocałunkiem odbierał zapłatę za przeszłość, za to, że kiedyś go skrzywdziła. Oswobodził jej ręce i uniósł się na łokciach. Gloria, zamiast wykorzystać tę chwilę, odepchnąć go i uciec, zanurzyła dłonie w jego włosach. Pojęła, że go pragnie, ale nie miało to nic wspólnego z kochaniem się, z namiętnością, z romansem. Chciała po prostu, żeby ją wziął, żeby wszedł w nią, zaspokoił swój głód. Mamrocząc przekleństwa, oderwał się od niej zdyszany. - Do diabła, Glorio, ja... - Chodź... - Przyciągnęła jego głowę z powrotem. - Chodź - powtórzyła, szukając jego ust, spragniona bliskości po dziesięciu długich, jałowych latach postu. Wczepiła się w niego kurczowo, w jego ubranie. Zaczął ją rozbierać, choć nie było to łatwe. Miała na sobie sukienkę, rajstopy, bieliznę, wszystko. On zaś był w garniturze, spodniach, koszuli... Guziki trzaskały, szwy puszczały, w końcu zdarł z niej rajstopy i zaraz potem wypełnił ją sobą brutalnie. Krzyknęła. I po chwili oplotła go nogami. Kochali się krótko, szorstko, brzydko. Bez pocałunków i pieszczot. W milczeniu. Po dziesięciu latach tęsknoty i nienawiści, po dziesięciu latach nienasyconego pragnienia. Powiedzieli sobie wszystko, co do siebie czuli, nie wypowiadając ani słowa. Bolało to znacznie bardziej niż słowa. Słowa Gloria mogłaby znieść, ale to? Gdy było już po wszystkim, odwróciła się na bok. Nie umiała spojrzeć mu w oczy. Zaczęli w gniewie, dali się ponieść namiętności, skończyli z poczuciem żalu. Czuła niesmak. Była zawstydzona i upokorzona. Zachowała się jak dziwka, jak suka w rui. Z całych sił zacisnęła powieki. Jak spojrzy mu teraz w oczy? Jak spojrzy we własne odbicie w lustrze? Santos zaklął pod nosem. - Przepraszam - powiedział ze skruchą w głosie. - Nie przepraszaj - rzuciła szorstko. - Dlaczego? Zachowałem się jak... - nie dokończył i znowu zaklął. - Zdarzyło mi się to pierwszy raz. - Nie chciałeś... to ja... - słowa nie chciały przejść przez zdławione płaczem gardło. Gloria odwróciła się na plecy i zakryła ramieniem oczy. - Bardzo mi... wstyd. Nic nie odpowiedział. Milczeli przez chwilę, w końcu Santos odkaszlnął: - Jeszcze raz przepraszam. Odsłoniła oczy i spojrzała na niego niepewnie. - Przestań z tym przepraszaniem. Raz przeprosiłeś i wystarczy. Podniosła się, chcąc wstać, lecz przytrzymał delikatnie jej ramię. - Nie zrozumiałaś mnie. Miałem na myśli... nie tylko to, co się teraz stało. Przepraszam cię za to, co mówiłem wcześniej. Przykro mi, nie chciałem. Odwróciła szybko wzrok, nadal wzburzona. - Zapomnijmy o tym - powiedziała. - Nie. W oczach Santosa nie było ani usprawiedliwiania się, ani potępienia, ani gniewu. Przypominał jej teraz chłopca, którego znała kiedyś. - Powiedziałaś wcześniej, że nie chcę cię wysłuchać. Że nie wierzę ci, bo zaślepia mnie złość i poczucie krzywdy - mówił, szukając jej wzroku. - Teraz cię wysłucham. - Zawahał się, usiłując starannie dobierać słowa. - Powiedz, dlaczego kochałaś Lily? Naprawdę chciałbym wiedzieć, dlaczego. Zaniemówiła z wrażenia i dopiero po chwili udało się jej odzyskać głos. - Ponieważ ona mnie kochała. Potrzebowała mnie. - Spojrzała mu w oczy. - Potrafisz to zrozumieć? Skinął głową.