odprowadzić prosto na posterunek policji. Masz moje błogosławieństwo.
– Chcesz się założyć, że to ona? – Nie. Zawsze lubiłam Barbarę i zawsze myślałam, że ona mnie też lubi. – Może tu nie chodzi o ciebie. – Przecież to ja znalazłam nietoperza w swoim łóżku! Skinął głową i również wstał. – Masz rację. To jest bardzo osobista sprawa. Skrzyżowała ramiona na piersiach. Sebastian widział, jak bardzo Lucy jest poruszona myślą, że wieloletnia sekretarka jej teścia może tak źle życzyć jego synowej. – Chyba wyciągam zbyt daleko idące wnioski – powiedział. – Barbara Allen na razie nie jest nawet podejrzaną. Może mieć bardzo dobre alibi lub też jakieś informacje, które pchną nas we właściwym kierunku. – W każdym razie uważaj. Nie mam ochoty znów cię zdrapywać ze skał. ROZDZIAŁ DWUNASTY – Nie chcę już w tym uczestniczyć – powiedziała Barbara. – Daj mi spokój. – Barbie, Barbie – westchnął z krzywym uśmiechem Darren Mowery, siedząc na krześle przed zimnym, kamiennym kominkiem. Dziesięć minut temu pojawił się tu bez ostrzeżenia. – Nie nazywaj mnie tak. Jestem Barbara albo pani Allen, ale nie Barbie. Przechadzała się po pokoju, usiłując nie okazywać zdenerwowania. Mowery znalazł ją pod prysznicem, ale nie wyraził żadnego fizycznego zainteresowania jej osobą. Skupiony był tylko na szantażu. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem. – Dobrze, Barbaro – powiedział, ironicznie przeciągając sylaby jej imienia. – Chyba nie zamierzasz zadzwonić na policję. – Zadzwonię. Jeśli nie zostawisz mnie w spokoju, to zawiadomię policję w Waszyngtonie. W ogóle nie powinnam była z tobą rozmawiać. Darren poskrobał się po policzku. – O ile pamiętasz, ostrzegałem cię. Żadnych niespodzianek i żadnego odwrotu. – To nie mój problem. – Owszem, twój. Widzisz, Barbie, jeśli pójdziesz na policję, to ja im wyślę zdjęcia, na których widać, jak się tu zabawiałaś. W pierwszej chwili nie zrozumiała. Jak się tu zabawiała? Co to miało znaczyć? A potem dotarło do niej, co Mowery chciał jej przez to powiedzieć, i zastygła z przerażenia. Na twarzy Darrena odbiła się satysfakcja. – Nie rozumiesz – wychrypiała. – Nic nie rozumiesz. – Owszem, rozumiem. To bardzo proste. Nienawidzisz jej i chciałaś sparaliżować ją strachem. Opowiem policji w Waszyngtonie, że od miesiąca byłem na twoim tropie. Dowiedzą się wszystkiego od początku do końca. – Jack ujawni, jak było naprawdę. Wie, że jesteś szantażystą. – Dowie się, że prześladowałaś jego synową, że jesteś wariatką kryjącą się po krzakach i strzelającą do cudzych okien, lecz o mnie nie powie ani słowa, o czym dobrze wiesz. Za bardzo się boi. Nic go nie obchodzi, co robię, dopóki nie ujawniam sprawek Colina. Zostanę bohaterem. – Darren uśmiechnął się