Bolała go noga, bardziej po tej nocnej kąpieli. Wiek dawał mu się we znaki, choć za
żadne skarby nie przyznałby się do tego. A Olivia uważa, że jest na tyle młody, by poradzić sobie z trudami ojcostwa. Gdyby go teraz zobaczyła, gdyby widziała, jak kusztyka po molo i widzi duchy w wodzie... – Musimy pogadać. – Hayes mówił krótko, oficjalnie. Najwyraźniej jeszcze mu nie przeszło. – Kiedy? – Bentz zmrużył oczy i patrzył pod molo. Wędkarz akurat zarzucał wędkę tam, gdzie według jego obliczeń Jennifer uderzyła w taflę wody. O ile wiedział, Straż Przybrzeżna nie wyłowiła zwłok kobiety w czerwonej sukience, zakładał więc, że ta, która podszywa się pod jego zmarłą żonę, nadal żyje. I znowu go nawiedzi. Zarówno na jawie, jak i we śnie. Poszperał trochę w Internecie, poszukał czegoś o Alanie Grayu, zadzwonił do O1ivii, potem oglądał durne programy w telewizji. Zasnął, zapadł w niespokojny sen, w którym nękała go była żona... Wyciągała do niego ‘ ręce z wody w przemoczonej czerwonej sukience. Siedziała za kierownicą srebrzystego samochodu z niewidoczną rejestracją. Nie pojmował, jak mogła skoczyć z takiej wysokości i zniknąć bez śladu, a chciał to zrozumieć, dlatego dzisiaj wrócił do Santa Monica. Niebo było bezchmurne, słońce tak ostre, że włożył okulary przeciwsłoneczne. Delikatny wietrzyk poruszał koronami palm rosnących przy plaży. Spojrzał na zegarek – nowy, bo stary wyzionął ducha po nocnej kąpieli. – O której mamy się spotkać? – Może teraz? – podsunął Hayes. – Daj mi trzydzieści, czterdzieści minut. Spotkamy się gdzieś w centrum? Jestem w biurze. – Jasne. Bentz wiedział, że dla Hayesa centrum to okolica budynku, w którym mieściła się siedziba wydziału zabójstw. Nie pojmował czegoś innego – zmiany, jaką wyczuwał w Hayesie. Podczas ostatniej rozmowy Hayes najchętniej własnoręcznie wepchnąłby go na pokład pierwszego samolotu lecącego na wschód. Z drugiej strony, jego służbisty ton sugerował, że nie będzie to przyjacielski lunch. Hayes nie zamierzał pogłębiać łączącej ich przyjaźni. – Thai Blossom na Broadway? Niedaleko, dobre żarcie, tanio. – Znajdę. O co chodzi? – Powiem ci na miejscu. – Hayes się rozłączył, a Bentz został ze złym przeczuciem. Tajemniczość i sekrety, to nie w stylu Hayesa. Coś się dzieje i nie jest to nic dobrego. Bentz zawrócił i wspierając się na lasce, szedł do samochodu. Nadal był obolały po nocnych ekscesach. Noga dawała mu się we znaki, mimo że rano łyknął podwójną dawkę ibuprofenu i popił dużą kawą. Oczywiście sytuacji nie poprawiają długie spacery, ale chciał zajrzeć pod molo w świetle dziennym – liczył, że znajdzie ślad po drodze ucieczki, którą kobieta sobie przygotowała. Drabinę, sznur, trap. Niestety, zobaczył tylko ogromne słupy pokryte smarem i smołą. I nic więcej. W świetle dziennym zatoka Santa Monica wyglądała zupełnie inaczej. Poprzedniej nocy okolicę rozjaśniały światła z wesołego miasteczka, a mgła spowijała wszystko niesamowitym całunem, jednak była na tyle rzadka, że światła odbijały się w czarnej wodzie. Tego ranka molo wyglądało zupełnie inaczej. Owszem, wyczuwało się atmosferę lunaparku, ale nie było w niej poprzedniej grozy. Wesołe miasteczko rozbrzmiewało okrzykami podekscytowanych śmiałków. Na molo kłębili się spacerowicze, rowerzyści, biegacze, zakupowicze. Wędkarz na molo, turyści na plaży, dzieci nad wodą. Nic groźnego, złowieszczego. Prawie tak, jakby wyśnił cały koszmar. Dwukrotnie kontaktował się z ludźmi od kamery – był jakiś problem ze zlokalizowaniem filmu. – Daj nam jeszcze jeden dzień – poprosił technik. Bentz nie wiedział, czy chodzi o kwestię jurysdykcji czy uprawnień, ale wątpił, by kiedykolwiek zyskał do nich dostęp. Po raz ostatni spojrzał na ocean. Jakim cudem kobieta skacze i znika? Może Hayes mu na to odpowie. – Akurat – mruknął pod nosem. Wsiadł do rozgrzanego samochodu. Skręcił, docisnął